18.04.2014

Rozdział szósty


Róża

РОЗА


Где наша роза?
Друзья мои!
Увяла роза,
Дитя зари!...
Не говори:
Вот жизни младость,
Не повтори:
Так вянет радость,
В душе скажи:
Прости! жалею.....
И на лилею
Нам укажи.
- Александр Сергеевич Пушкин
Ktoś pewnie kiedyś wspominał o tym, że chodzenie samemu po więzieniu pełnym najgorszych przestępców z całej okolicy jest niebezpieczne, ale Chantelle chyba o tym nie słyszała. Zgubiła Liama, a potem siebie samą, ale zamiast szukać drogi powrotnej, postanowiła skorzystać z okazji. Doszła do wniosku, że jest obok drugiego wejścia do sali odwiedzin, bo po chwili przeszła obok niej jakaś kobieta, wyraźnie nie w humorze. Przyciskała do siebie torebkę, ze wzrokiem wbitym w podłogę. Wymijając Chantelle, przyspieszyła kroku, ale blondynka zdążyła złapać ją za nadgarstek.
- Przepraszam – zaczęła, a kobieta podniosła na nią wzrok. Miała spuchnięte oczy i jedno spojrzenie na mężczyznę który chował twarz w dłoniach wystarczyło, aby zorientować się, co się dzieje. - Przyszłam tu do mojego chłopaka, ale mieliśmy małe spięcie i..
- Nie jestem dobra w pocieszaniu – uśmiechnęła się smutno, ale Chantelle wiedziała, że już stoi po jej stronie.
- Często tu przychodzisz?
- Kiedy tylko mogę – wyznała, uciekając wzrokiem. Po chwili wygrzebała z dużej torebki paczkę chusteczek i wydmuchała nos. Dopiero po chwili, kiedy odetchnęła głęboko i wyglądała na nieco bardziej opanowaną, była w stanie mówić dalej. - Tutaj wszystko jest inne.. Ludzie tracą poczucie rzeczywistości. Nie wiem, jak ich traktują, bo Trevor nigdy nie chce mi nic powiedzieć, ale mam nadzieję, że twój chłopak ma więcej szczęścia. Często widzę u niego siniaki, ale zawsze zmienia temat. Wścieka się, kiedy pytam jego kumpli z celi. Ale to nie upoważnia go do tego, żeby mnie wyzywać, prawda? Ja po prostu się martwię, czy to coś złego?- w jej oczach zebrały się łzy, które wypłynęły kiedy skończyła mówić. Nadal nie patrzyła się na Chantelle, która poczuła to, co Liam nazywał współczuciem. Nie bardzo wiedziała, co robi się w takich sytuacjach, dlatego po prostu stała tam i czekała, aż brunetka będzie w stanie dalej prowadzić rozmowę.
- Wiesz coś o innych więźniach? - spytała cicho, jakby bojąc się, że ktoś może to usłyszeć.
- Tyle, co wszyscy. Nie rozmawiamy na ten temat. Czasami wspomina tylko coś o Maliku i..
Chantelle natychmiast jej przerwała.
Maliku? Zaynie Maliku?
Brunetka przyjrzała jej się uważnie i otworzyła szerzej oczy.
- Cholera, ja.. chyba nie powinnam ci tego mówić. - Poprawiła nerwowo włosy i rozejrzała się dookoła. Zawiesiła wzrok na jakimś wytatuowanym, łysym mężczyźnie, który przejechał po niej wzrokiem od błękitnych oczu po czarne, wysokie szpilki i uniósł do góry kącik ust. Wyglądało to tak obleśnie, że Chantelle załapała ją za łokieć i odciągnęła na bok, żeby zniknęły z zasięgu wzroku tego pedofila.
- Skoro już zaczęłaś, to mów dalej- ponagliła ją, wiedząc, że zaraz się złamie. Miała rację, bo po chwili wahania dziewczyna w końcu się zdecydowała.
- To dziwny typ, szczerze mówiąc niewiele o nim wiem. Jedynie tyle, że dzięki niemu Trevor może szybciej wyjść z więzienia. Kiedyś wypytywałam o niego wśród tych podejrzanych typków w mieście, ale wszyscy uparcie twierdzili, że go nie znają. W internecie znalazłam kilka informacji na temat człowieka o tym nazwisku, ale wszystkie są ze sobą sprzeczne, więc nie wiem, co jest prawdą.
- Och, rozumiem – powiedziała po dłuższej chwili Chantelle, choć tak naprawdę nic nie zrozumiała. To wszystko było tak pokręcone, że aż trudno było w to uwierzyć. Wiedziała jednak, że jak pociągnie tą kobietę za język, to dowie się dużo więcej, a może nawet ona będzie mogła jej pomóc z Harrym. Zna to więzienie dużo bardziej, ma więcej kontaktów..
- W czymś paniom pomóc? - doszedł ich z tyłu czyjś głos. Odwróciły się natychmiast, napotykając ostre spojrzenie ochroniarza. Potykając się o własne nogi wyszły z zakamarku, w którym się schowały.
Jestem Kim.- Kobieta wyciągnęła do niej rękę, kiedy szły wzdłuż korytarza, który, jak się okazało, prowadził do wyjścia. Na szczęście Chantelle nie widziała nigdzie Liama.
- Chantelle – uścisnęła jej dłoń, uśmiechając się słabo. Nigdy nie była dobra w nawiązywaniu nowych znajomości i nie sądziła, aby to się kiedykolwiek mogło zmienić.
   Kim podeszła jeszcze na chwilę do biura żeby wypełnić jakieś papiery. Nie było jej przez dłuższą chwilę, więc Chantelle zdążyła odpisać na esemesy, które wysyłała jej spanikowana mama.
- To co, skoczymy razem na kawę?- spytała wesoło brunetka, kiedy zmierzały do wyjścia. Po otworzeniu wielkich drzwi uderzyło je wilgotne powietrze, przesiąknięte zapachem lasu.
 - Uhm, tak, pewnie – mruknęła blondynka, choć wcale nie była tego taka pewna. W miejscu publicznym nie mogłyby przecież rozmawiać na te tematy.
- A, właśnie, zdradzisz mi, który z tych przystojniaków to twój chłopak?- zagaiła wesoło Kim, a Chantelle miała ochotę uderzyć się z otwartej dłoni w czoło. Nie była w stanie wymyślić już żadnego kłamstwa, ale wybawiło ją pojawienie się ciemnej postaci przed bramą. Tak jak ostatnio do Chantelle, do postaci podszedł ochroniarz, tym razem bez latarki. Były na tyle blisko, że usłyszały słowa, które każdej zmroziły krew w żyłach.
- O, pan Malik. Jak zawsze punktualnie.